Kocham się w moim przyjacielu z zespołu. Tak, jestem debilem. ~Harry Styles

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 10

Byłam w pięknej krainie, pełnej kwiatów, motylków i jednorożców.
Biegałam po łące w białej, zwiewnej sukience, na włosach miałam wianek, a w ręce czerwony kwiatuszek.
Dookoła pasły się wesołe zwierzątka, z daleka było słychać delikatny, szum strumyka, a z mojej twarzy nie znikał szczery uśmiech.
Niestety bardzo szybko, ta beztroska kraina zniknęła i zamiast tego, pojawiły się różne odgłosy. Przez pierwszą chwilę nie wiedziałam co się dzieje, ale później domyśliłam się gdzie byłam.
Czułam się bardzo słabo, dlatego postanowiłam, nie otwierać jeszcze oczu. W pewnym momencie poczułam na jednej ręce niezwykłe ciepło i usłyszałam głos, który natychmiast rozpoznałam.
-Spokojnie skarbie, wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Tylko potrzebujesz odpoczynku. -Wyszeptał i mocniej ścisnął moją dłoń. -Jestem przy tobie, nie bój się. -Nie wiedziałam jak mam się zachować.
Chciałam otworzyć oczy, żeby pokazać mu, że nic mi nie jest, żeby się nie martwił, ale nie miałam po prostu siły. Dlatego leżałam dalej nie ruszając się, w jak podejrzewam, karetce.
-Jest stabilna. Zwyczajnie zemdlała. -Powiedział nieznany mi głos.
-Ale dlaczego zemdlała, panie doktorze? -No, to już wiedziałam, kim był nieznany mi wcześniej głos.
-Najprawdopodobniej z przerażenia. Ciśnienie jej podskoczyło i tak zareagowała. Musiała dowiedzieć się lub zobaczyć coś, czego się nie spodziewała.
-Hmmmmm. . . . .  Ale będzie dobrze?
-Tak, teraz powinno być coraz lepiej. A ty. . . . . Jesteś jej chłopakiem, tak?
-Noooo. . . . . . W pewnym sensie. . . . .  W każdym razie, kocham ją, jeżeli o to panu chodzi.
-Ahhh, miłość. . . .  A dlaczego jesteś tylko "w pewnym sensie" jej chłopakiem? Ona nie wie?
-Niee, raczej nie. . . . . .
-To być może właśnie to usłyszała, ale to tylko moje przypuszczenia. -Zaśmiał się lekarz i zbliżył się do mnie. -Tak jak mówiłem, jest stabilna. Przypilnujesz jej przez chwilę? Musze wykonać ważny telefon, ale jakby coś się działo, to wołaj, dobrze?
-Dobrze. -Odparł Harry, a doktor odszedł gdzieś w kąt karetki.
Pragnęłam zapytać Harry'ego, czy to wszystko co mówił, to prawda, dlatego jeszcze raz spróbowałam i w końcu, lekko otworzyłam oczy. Pomrugałam chwilę i ujrzałam go.
Wyglądał prześlicznie. Włosy miał trochę poczochrane, a w oczach widać było strach.
-Carol? Słyszysz mnie?
-Mhmmm, Harry? -Zapytałam, bo wciąż nie mogłam uwierzyć, że to na prawdę on.
Tak, to ja. Ale nie mów nic. Leż spokojnie, będzie dobrze. Jestem przy tobie.
-Harry. . . . . -Nie byłam pewna, czy powinnam pytać gdzie jest Zayn, ale stwierdziłam, że lepiej będzie jeżeli to pytanie zachowam dla siebie, bo wtedy Hazz, mógłby źle to odebrać. -Przytul mnie. . . . . -Wyszeptałam cicho.
Na moje słowa, Styles nachylił się do mnie i mocno przytulił. Znowu poczułam ten zapach, ten dotyk i to samo uczucie co wcześniej. Przeszły mnie dreszcze na samą myśl, o nim. On ciągle tak na mnie działał.
Czułam się przy nim tak dobrze i nie chciałam by mnie puszczał, a on jakby czytając mi w myślach, nie puścił mnie. Bałam się trochę, ale dotyk Harry'ego dodawał mi otuchy.
-Proszę się odsunąć, jesteśmy na miejscu. -Powiedział lekarz i zabrał ode mnie Harry'ego. -Widzę, że się wybudziłaś. Jak się czujesz? Wszystko dobrze? -Zwrócił się do mnie, sprawdzając coś na monitorku znajdującym się koło mnie.
-Dobrze. -Odpowiedziałam cicho. Ciągle nie miałam na nic siły, a mowa była dla mnie ogromnym wysiłkiem. sama nie wiem dlaczego tak się czułam.
-Lepiej nic nie mów, odpoczywaj. -Nakazał mi.
Po chwili do karetki weszło jeszcze dwóch lekarzy i zawieźli mnie do szpitala. Widziałam jeszcze przez chwilę Hazzę, ale potem zniknął mi z pola widzenia. Zawieźli mnie na jakąś pustą salę i jeszcze raz sprawdzili, czy wszystko ze mną dobrze.
-Zrobimy ci badania, ale wydaje mi się, że nic ci nie jest. -Pokiwałam tylko głową, a doktor wykonał mi jakieś dziwne badania.
Po 15 minutach byłam po wszystkim.
-Wyniki będą za max pół godziny, ale myśle, że będą szybciej. Do tego czasu zostaniesz tutaj. -Znowu pokiwałam głową. -Czy jesteś na siłach, by kogoś przyjąć? 5 chłopaków chce cię zobaczyć.
-Tak, chciałabym zobaczyć się z . . . . . .  -Przez chwilę się wahałam. Bardziej pragnęłam ujrzeć teraz Harry'ego, ale w końcu to Zayn był moim chłopakiem. -Z moim chłopakiem. Dziękuję. -Powiedziałam spokojnie.
Lekarz pokiwał głową i wyszedł. Zastanawiało mnie, kto przyjdzie, bo w końcu nie powiedziałam konkretnego imienia.
Po chwili, do sali weszły trzy osoby.
-Przepraszam, bo powiedziałaś, że chcesz widzieć swojego chłopaka, a tych dwóch powiedziało, że nimi są i żaden nie chciał odpuścić. Który kłamał? -Zapytał, a ja co miałam powiedzieć? Jeżeli powiedziałabym prawdę, Harry musiałby wyjść, a tego przecież nie chciałam.
-Niech obaj zostaną. -Zaśmiałam się, a lekarz wyszedł zostawiając mnie sam na sam z chłopakami.
-Kochanie, nic ci nie jest? Przepraszam, że mnie z tobą wtedy nie było. To wszystko przez niego -wskazał ruchem głowy na Hazzę -bo uparł się, że on jedzie. Wszystko dobrze? -Zapytał zatroskany Malik zbliżając się do mnie i złapał mnie za rękę. Harry zrobił dokładnie to samo, ale złapał mnie za drugą rękę. Przyznam, że trochę dziwnie się poczułam.
-Nic mi nie jest, dobrze się czuję. -Uśmiechnęłam się. Bardzo chciałam zapytać teraz Hazzę, o to wszystko co powiedział, ale po chwili zrezygnowałam.
-Carol, możesz powiedzieć co się stało? Dlaczego zemdlałaś? O co chodzi? -Odezwał się w końcu Harry.
-Nie wiem, po prostu nagle źle się poczułam.
-Ale nie słyszałaś o czym rozmawialiśmy?
-Yhm. -Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie chciałam nikogo okłamywać, ale prawdę wolałam powiedzieć tylko w obecności Harry'ego.
-Caaaaaroool!!! -Przerwali mi chłopcy, wbijając się do mojej sali. -Jak się czujesz?
-Dobrze. -Uśmiechnęłam się, widząc trzy rozradowane mordki.
-Ja byłem pierwszy!
-Nie prawda Lou! To ja byłem pierwszy!
-Uspokójcie swoje szanowne downy, cioty! Ja byłem pierwszy i już! -Krzyknął Liam, przepychając się przez drzwi.
Wszyscy trzej, podbiegli równocześnie do mojego łózka, bo każdy z nich, chciał być pierwszy.
-Ten bufet to totalna bieda! Nawet kanapki nie mają!
-Ciesz się, że chociaż żelki tam były. -Zaśmiał się Louis i trzepnął Niall'a po głowie.
-Aaaaaauuuuuu!!!!!!
-Zamknijcie się w końcu! jesteśmy tutaj nielegalnie, więc musimy zachowywać się jak normalni, ucywilizowani ludzie.-Uciszył ich Liaś.
-To Niall się drze! Nie ja! -Bronił się Louis.
-Bo on mnie zaczepia!
-Nie ważne! Obaj jesteście głośno i oboje macie być cicho, zrozumiano?!
-Taak daddy. . . . . .-Powiedzieli równocześnie i usiedli ze spuszczonymi głowami na dupskach.
-To teraz, spokojnie powiedzcie, co się dokładnie stało. Co powiedział lekarz? -Zapytał Li, zwracając się do Zayn'a i Harry'ego.
-Wyniki powinny być za jakieś 10 minut. Ale chyba wszystko jest dobrze. -Zapewnił szybko Malik, bo nie chciał, by Harry go wyprzedził w odpowiedzi.
Nagle, ktoś niespodziewanie wszedł do sali.
-Przepraszam bardzo, ale chyba wyraźnie powiedziałem, żebyście tutaj nie wchodzili. Pacjentka potrzebuje ciszy i spokoju. Proszę teraz opuścić salę. -Powiedział stanowczo i popatrzył na chłopców wilkiem. Chyba się go przestraszyli, bo nic nie mówiąc, wyszli. A mnie, aż chciało się śmiać, widząc ich miny. -Są już wyniki, mam mówić przy twoich. . . .  .- Popatrzył znacząco na Harry'ego, a następnie na Zayn'a. -Chłopakach?
Zaśmiałam się głośno, słysząc te słowa.
-Tak, proszę mówić. -Zapewniłam i spojrzałam na Hazzę. Dziwiło mnie, że przedstawił się jako mój chłopak, bo wcześniej myślałam, że go mało obchodzę.
Ale po tym co słyszałam. . . . . . .
-Dobrze, więc zrobiliśmy badania i tomografię oraz pobraliśmy krew. Jesteś zdrowa. To omdlenie, to przez skok ciśnienia.
-czyli mogę wyjść ze szpitala? Wszystko dobrze?
-Jest dobrze, ale na zdjęciu zauważyliśmy, że masz początki zapalenia wyrostka. Zrobimy małą, nieszkodliwa operację i go wytniemy. Jeszcze nic cię nie bolało, bo to dopiero początek, dlatego lepiej oszczędzić ból i go wyciąć. Operację zrobimy rano. Musisz tylko wyrazić zgodę.
-Hymm. . . . . ..  Tak, prosze go wyciąć. -Przytaknęłam po chwili namysłu.
-W takim razie, do jutra zostaniesz w szpitalu, a twoi chłopcy pojadą na noc do domu.
-To do jutra Carol. trzymaj się. Będziemy z samego rana. -Obiecali.
Ucałowali mnie w policzek i zostałam sama na sali.

3 komentarze:

  1. Tylko ,żeby operacje przebiegła dobrze . Dodaj szybko kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuper . Proszę kolejnyy <33

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy następny? :<< Szybkoo! :D :* <3

    OdpowiedzUsuń